sobota, 19 października 2013

Rozdział 1

Minął już miesiąc od udawanej śmierci. Widziałam uśmiechy na ich twarzy. Miałam ochotę rzucić w nich kamieniem lub krzyknąć, ale nie mogłam. Gdy patrzyłam się na twarze w rodzinie widziałam, że będą za mną tęsknić. Matka się załamała, ojciec zamknął się w sobie, a mój bart uciekł z domu. Wszystko przez mnie i moją udawaną śmierć. Przyszłam pod swój grób. Uśmiechnęłam się letko. Mama z tatą nie zapomnieli jednak o kwiatach, które tak kochałam.. Róże.. Poprawiłam kwiaty i rozejrzałam się dookoła.

`*`*`*`

Szłam po ciemnej stronie chodnika. Letko uśmiechnięta niby to zadowolona. Tylko na słupach było pełno ulotek z ogłoszeniami i osobami, które uciekły lub zostały porwane. Spojrzałam na ogłoszenia i przeczytałam.

– Carter Walet zaginiony. Ostatni raz widziany 22 kwietnia 2013 roku. - szepnęłam.

Dotknęłam zdjęcie opuszkami palców i chciało mi się przez to płakać. Gdybym nie umarła, gdybym nie przysięgła, że do nich dołączę. Tego by na pewno nie było. Teraz bym żyła szczęśliwa i uśmiechnięta. Przytulona do brata i gadająca z nim o jakiejś nie sensownej rzeczy. A rodzice..właśnie rodzice patrzyli się na nas i uśmiechali się na nasz widok i mówili, że mamy iść się uczyć lub iść spać. Mój starszy braciszek.. tak bardzo cię kocham wróć do nich. Tylko ty im teraz zostałeś.. Westchnęłam cicho i odwróciłam się w stronę ludzi, którzy akurat szli. Wiem kim jesteście i po co idziecie, ale ja tam nie chcę iść i nie będę szła nawet jeżeli będę musiała walczyć z wami.

- Panna Walet? - mruknął facet po czterdziestce. 

Odwróciłam się do mężczyzny, ale nie odpowiedziałam. Za mną stał jeszcze jedna osoba, ale stała cicho.
– Tak. Czy coś się stało? - zapytałam od niechcenia. I uśmiechnęłam się sztucznie. 
- Powinnaś już iść, a nie chodzić sama  o takiej porze. 
- Nigdzie z wami nie idę! Miałam iść sama więc sama pójdę. Taka była umowa ja tam sama pójdę, a wy dacie spokój dla mojej rodziny! - Warknęłam i odwróciłam się od mężczyzny.
- Pamiętaj jeżeli się tam nie zjawisz.. - zaczął mówić, ale mu przerwałam.
- Oczywiście, że wiem. Zabijecie ją tak jak mnie. 

Odwrócona od mężczyzn zaczęłam iść dalej pustą uliczką. Nigdy nie chciałam, żeby to spotkało jej rodzinę, Nawet sama nie wiem dlaczego oni każą mi tam iść. Udałam swoją śmierć dla rodziny i.. sama nie wiem jak się oni nazywają.  Westchnęłam chicho. Brakuje mi tego co miałam, ale muszę to wytrzymać. Może kiedyś tutaj wrócę. Może. 

`*`*`*`

Byłam koło swojego mieszkania, które wynajęłam. Weszłam do tego cuchnącego budynku. Nie wiem kto pozwolił siedemnastolatce wynająć u kogoś mieszkanie. Ale nie dziwi mnie to ten facet wziął do mnie trochę więcej niż pewnie bierze lub nie. Kopnęłam nogą drzwi i weszłam do mieszkania. Podeszłam do torby. Nic z niej nie wyciągałam bo po co jeżeli jestem tutaj trzy dni? Wzięłam ją na ramię i rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Najgorsza rudera w jakiej byłam.. Warknęłam. I wyszłam z niego, a klucze zostawiłam na podłodze. Zauważyłam, że czeka na mnie już taksówka. I podbiegłam szybko do niej i weszłam do środka.

- Co taka panienka jak ty tutaj robi co? - powiedział stary dziadek. 
- Właśnie sama nie wiem. - odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą. 
- Gdzie panienka chce jechać?
- Na lotnisko. - Szepnęłam. Witaj Londynie. - pomyślałam. 

1 komentarz: